sobota, 6 kwietnia 2013

Rozdział 1


To nie było konieczne. Cała ta przeprowadzka, całe to zamieszanie. Mogli sobie jechać. Ona mogła zostać. Przecież miała już prawie 18 lat. Prawdę mówiąc nie chciała się przeprowadzać. Tu miała przyjaciółkę, klub, a nawet karty rabatowe do przeróżnych sklepów. Niestety, obowiązywały one jedynie w województwie Wielkopolskim. Skąd w ogóle pomysł, żeby przeprowadzać się do innej części kraju?! Czasem nie rozumiała swoich rodziców. Westchnęła cicho.
-Co mi tak wzdychasz, młoda damo? - usłyszała pytanie nadchodzące z przedniego siedzenia w ich VW. - Coś ci się nie podoba?
Tak, kurczę, nic mi się tu nie podoba.
-Nie, wszystko dobrze. Szkoda mi tylko zostawiać Marlenę w Warszawie.
-Kochanie, znajdziesz sobie jakieś przyjaciółki w nowym mieście – odezwała się jej mama.
-Tylko, mamo, problem polega na tym, że ja nie chcę innej przyjaciółki. Ja chcę Marlenę.
-Nie zachowuj się jak dziecko! - skarciła ja matka.
-Szkoda, że jeszcze nim jestem – mruknęła Konstancja, po czym odwróciła głowę w drugą stronę i zatopiła się w słowach Kelly Clarkson „Co się nie zabije to cię wzmocni”.
-Czyli ja już nie żyję – pomyślała. Chwilę potem już zasnęła.
Pół godziny później obudziła się. A obudziła się tylko i wyłącznie z powodu krzyczącej matki, która najwidoczniej nie rozumiała, że człowiek może być zmęczony podróżą.
-Konsta, wstawaj! Ty to byś tylko spała i spała! Och, co za dziecko! Mariusz, jak żeśmy je wychowali?!
Nie trudno się domyślić, że Mariusz to jej ojciec.
-Spokojnie, to nie wasza wina, że jestem śpiochem – powiedziała trochę zaspana Konstancja. - To tylko i wyłącznie wina mojego wczorajszego treningu.
-A ty tylko o tych treningach! Odpocznij sobie! Po co zadręczać się sportem, nie rozumiem tego!
-To zacznij przyzwyczajać się do faktu, że to, że się przeprowadzamy, nie jest jednoznaczne z tym, że przystanę pływać. To moje życie, a ty mi go nie zabierzesz – wzbudził się w niej gniew. Nie lubiła, gdy ich rozmowy schodziły na te tory. Okay, jej matka mogła się czepiać szczegółów typu zadania domowe czy tego typu sprawy, ale pływanie... Oj nie! Jej matka przecież w ogóle nie zna się na sporcie, więc po co się wtrynia?
-Konstancja, no naprawdę cię nie poznaję. Zawsze byłaś taka grzeczna, ułożona, a teraz! No brak mi słów.
-To zajrzyj do słownika.
-Konstancja!
-Dobra, już się zamykam – powiedziała i włożyła słuchawki na uszy. Na szczęście nie słyszała monologu pod tytułem „Jakie to my mamy niewychowane dziecko, Mariusz!”, wygłaszanego przez jej matkę.
Dojechali. Patrząc na polskie drogi, można było się załamać, a co dopiero po nich jeździć! Aż cud, że dotarli cali i zdrowi.
-Witajcie w naszym nowym domu! - zawołała głowa rodziny – jej tato.
Konstancja nie wierzyła w to, co widziała. Stary, kilkupiętrowy poniemiecki szpital, który, tak mogło się zdawać, wymagał poważnej renowacji!
-W tej ruderze mam spędzić resztę swojej młodości?
-Owszem. Czyż nie jest ona artystyczna? - zapytała matka Konstancji. No tak! Przecież jej matka to niedoszła artystka! No, to zapowiada się ciekawe życie ot, co!
-Ja bym znalazła inne słowo, aby to coś opisać, ale wolisz go nie poznać – odezwała się dziewczyna.
-Konstancja!
-Co?!
-Zacznij się wyrażać!
-Przecież nic nie powiedziałam!
-Mariusz, weź coś zrób z tą dziewczyną, bo działa mi poważnie na nerwy.
-Konstancja, chodź tu do mnie – powiedział jej tato. Konstancja posłusznie podeszła do ojca. - Oboje wiemy, że twoja matka jest, jaka jest, i że nie ma szacunku ani do sportu, ani do niczego innego, co jest nie związane z jej sprawami, ale jako rodzina powinniśmy się wspierać.
Konstancja prychnęła niezadowolona.
-Tato, ja nie chcę tu być. Chcę być w Warszawie, chcę znów pójść do tego głupiego parku, czekać cztery godziny w kolejce po lody, spotkać się z Marleną, iść na trening do klubu... Nie chcę mieszkać w tej ruderze!
-Będziesz musiała.
-Super, nie ma co!
-Konsta, uspokój się. Idź przywitać się z otoczeniem czy coś.
Ach, ci rodzice i ich nienormalne pomysły!
-Idę. Weźmiesz moje torby?
-W porządku.
No więc poszła. Co innego jej zostało do roboty?
Szła polem, a słońce zaczęło jej doskwierać. Ładna okolica, naprawdę. Ze wszystkich stron świata rozciągały się pola zbóż. Konstancja zaczęła żałować, że ubrała długie, czarne dżinsy. Było jej gorąco, więc ściągnęła swoją skórzaną kurtkę, odsłaniając wytatuowany na jej obojczyku napis „MŚ 2013”. Wzięła do rąk gumkę do włosów, którą do tej pory trzymała na przegubie swojej ręki i związała swoje blond włosy w kucyka. Szła dalej, nie oglądając się za siebie. Postanowiła, że pójdzie do centrum i tam poszuka jakiegoś klubu pływackiego. A przede wszystkim poszuka jakiegoś sklepu, bo umiera z pragnienia.
Po półgodzinnym chodzeniu po polach, dotarła do centrum miasta. Wróć, miasteczka. W porównaniu z Warszawą to była osada rybacka z XVIII w. Weszła do „Chaty Polskiej” i kupiła sobie wodę mineralną oraz batonika musli.
„Nawet nie jest tak źle” pomyślała. Miasteczko jak każde inne. Dużo sklepów, aut, ludzi. Wiadomo, mniejsze od Warszawy, ale zawsze coś. Przynajmniej nie jest to jakaś wieś. Chyba...
Zobaczyła ogłoszenie wiszące na słupie. Podeszła więc tam. Niebieską czcionką było napisane:
„Uwaga! Ogłaszamy nabór do nowo powstałego klubu pływackiego! Prosimy zgłaszać się do krytej pływalni w dn. poniedziałek – piątek w godz. 11:00 – 17:30 ”
To jest to! Konstancja popatrzyła na zegarek. 13:35. Super! Pójdzie teraz na krytą pływalnie, zapisze się i zapyta, kiedy są treningi.
Jednak życie nie jest takie cudowne. Konsta mieszkała tam... Praktycznie tam nie mieszkała. No więc, przebywała tam około dwóch godzin, nie miała więc pojęcia, gdzie może się znajdować owa pływalnia.
Postanowiła podjąć ryzyko i zapytać jakiegoś przechodnia. Zobaczyła jakiegoś chłopaka. Na oko w jej wieku, brązowe włosy. Podeszła do niego.
-Przepraszam, jak dość na pływalnię?
Chłopak jej nie słyszał. Postukała go lekko w ramię. Odwrócił się, wyciągając z uszu słuchawki.
-Słucham?
***
Szli więc ramię w ramię po uliczkach Bełchatowa. Mimo, że znali się najwięcej godzinę, rozumieli się bardzo dobrze. Każde jego słowo, wzbudzało w niej śmiech, a każde jej słowo wywoływało uśmiech na jego twarzy. Dla przechodniów musiał być to przezabawny widok – dwójka młodych ludzi, idących i śmiejących się non stop. Rzadko znaleźć szczęście w dzisiejszych czasach. Oni jednak szli dalej. Okazało się, że on gra w klubie siatkarskim. Okazało się, że ona pobiła rekord świata. Okazało się, że mają więcej wspólnych tematów do rozmawiania, niż myśleli, gdy po raz pierwszy na siebie spojrzeli. Jak to jednak powiedział Mark Twain „Przypadki nie istnieją. Wszystkie rzeczy, które się zdarzają, zdarzają się w jakimś celu.”. Może to racja? Może spotkali się pod koniec sierpnia, bo tak właśnie mówiło im przeznaczenie? Wiadomo, że przeznaczenia nie da się oszukać. Czasem nawet się nie chce. Czasem przeznaczenie jest zbyt dobre, aby iść mu na przekór.
-Wierzysz w to, co mówią o przyjaźni damsko-męskiej? Wiesz, że ona podobno nie istnieje – zapytał nagle ni gruszki ni z pietruszki ni z wierzby ni z topoli.
-Wierzę, że ona istnieje. Jednak czasem jedna ze stron panikuje. Słyszy od znajomych, że taka przyjaźń nie istnieje. I wtedy dzika panika. Obserwują każdy ruch osoby płci przeciwnej, każdy oddech, zastanawiając się czy on/ona mnie kocha? I wtedy wszystko zaczyna się walić.
-Ja uważam podobnie. Na pewno jest, tylko trzeba umieć ją dostrzec.
-Dosłownie. Lepiej bym tego nie ujęła – uśmiechnęła się dziewczyna. Było jej niewytłumaczalnie dobrze. Nie czuła obowiązku powrotu do domu, do stresującej matki i we wszystkim jej ulegającego ojca. Cieszyła się, że pierwsze chwile w swoim nowym życiu spędza z tym nowo poznanym chłopakiem. Przy nim była zupełnie kimś innym. Zdecydowanie lepszym.
-Hej, a tak właściwie to jak ty masz na imię? - spytała, gdy przypomniała sobie, że cały czas rozmawiała z nim, nie znając jego imienia.
-Maciej. Ale mówią mi Maciek lub Muzaj. Jak chcesz. A ty?
-Konstancja. Znana jako Konsta.
-Miło mi cię poznać – uśmiechnął się.
-Cała przyjemność po mojej stronie – odwzajemniła ten miły gest.
Po kilkunastu minutach drogi, umilonej rozmową ze znajomym/nieznajomym, Konstancja dotarła na pływalnię.
-Po stokroć ci dziękuję za pokazanie mi drogi, Maćku – uśmiechnęła się. - Co ja bym bez ciebie zrobiła?
-A co ja bym bez ciebie zrobił? Włóczyłbym się po mieście bez sensownie szukając chłopaków, którzy obiecali, że się spotkamy, a nic z tego nie wyszło!
-Spokojnie, tylko mi się tu nie rozpłacz - zażartowała Konsta, po czym śmiali się oboje. Niby to z dowcipu, niby po to by rozładować napięcie, które stanęło między nimi, kiedy mieli się pożegnać. Nie wiedzieli o sobie nic, tyle co kot napłakał, a jednak tak trudno było im się rozstać.
-Muszę już iść. Przepraszam. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy – przerwał to niezręczne milczenie chłopak.
-Na pewno się jeszcze spotkamy – uśmiechnęła się dziewczyna. - Kiedy gracie następny mecz?
-W tę sobotę.
-Super. Tak się składa, że mam bilety.
-Naprawdę? - chłopakowi spadł kamień z serca. Sam nie wiedział dlaczego. Nie wiedział, dlaczego w ogóle przejmował się tą dziewczyną, którą poznał pół godziny temu. Nie wiedział, ale coś mu podpowiadało, że nie skończy się tylko na tym meczu.
Ona nie czuła tego, co on czuł. Czuła tylko, że napięcie spadło, gdy dowiedział się o biletach na mecz.
A może jednak czuła, tylko, że nie chciała się przyznać przed samą sobą?
 _______________________________________________________________
Witajcie!
Pierwszy rozdział już mamy za sobą, uf! 
Tak strasznie nie lubię zaczynać...
Swoją drogą, zauważyłam, że większość z Was zaglądnęła na mojego bloga, ze względu na Muzaja ;) Serio, nie wiedziałam, że cieszy się on taką popularnością. ;) Ja to jednak umiem wybierać bohaterów ;)
Zastanawiam się nad dodaniem zakładki "bohaterowie". Hmm...
Piszę za dużo ;)
Do zobaczenia za tydzień!

16 komentarzy:

  1. Słodkie, cały czas miałam banana na twarzy jak to czytałam ;D
    I jak zwykle jedno z tych twoich filozoficznych zakończeń, które mnie zabijają. Serio, czasami tak długo się zastanawiam nad ich znaczeniem że aż mnie głowa zaczyna boleć xD Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :*
      Ja wiem, czy takie filozoficzne... Hmm.. raczej normalne, bez przesady. Lubię tak kończyć ;)
      Nie wiedziałam, że przeze mnie boli Cię głowa, przepraszam ;)
      Następny za tydzień ;)
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Ach, no wypraszam sobie. Ja najpierw zajrzałam na tego bloga, bo jest Twój, później wpadłam w zachwyt, bo Muzaj to takie moje dziecko ( nie ważne, że to niemożliwe, bo jestem od niego o rok młodsza).
    Słodziaki. Nienawidzę zaczynać, ale ty zrobiłaś to świetnie. Czekam na rozwój wydarzeń.
    Czytając komentarz Jenny, przypomniałam sobie, że miałam kiedyś ukazać ci swoje uwielbienie jeśli chodzi o zakończenia rozdziałów. Nie ma to jak zdania zmuszające szare komórki do refleksji, tym bardziej w sobotni poranek. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja cię znalazłam po linkach u justberrry jak zobaczyłam Maćka to się ucieszyłam bo o nim jest mało a Kurkiem , Kubiakiem ,i Zbysiem normalnie wymiotuje... Konsta rysuje się jako bardzo ciekawa postać ;) A taka matkę to nic tylko ukatrupic. Podziwiam cierpliwość ;)
    Xoxo K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację o Zbyszku jest milion blogów (o ile nie więcej) ;)
      Konsta jest dość ciekawa, to racja, a okaże się jeszcze ciekawsza, z biegem czasu ;)
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Świetnie się to wszystko zaczyna, naprawdę. Myślę, że zostanę tu na dłużej i miłoby było, gdybyś mnie informowała. Mam nadzieję, że to nie problem :)
    Główna bohaterka przedstawia się ciekawie, a do tego pan Muzaj! Idealnie! :)

    http://as-prosto-w-serce.blogspot.com/ - osiemnastka, zapraszam (:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, jasne, że Cię poinformuję ;)
      Zajrzę :>

      Usuń
  5. Ogólnie czytając cały rozdział uśmeichałam się jak jakaś nienormalna do ekranu :D Dobrze ,ze łączy ich wspólne zamiłowanie do sportu i w ogóle ciekawie spotkanie. Mam nadzieję ,ze Konsta dostanie się do tego klubu i lepiej pozna z Maćkiem bo zapowiada się świetnie! :)
    pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dostać to się dostanie, w końcu pobiła rekord świata ;)
      Jeśli chodzi o Maćka, cóż... Na pewno jeszcze zawita w życiu Konsty i przewróci je do góry nogami, ale czy to wyjdzie na dobre, czy złe już niebawem się dowiecie. ;)

      Usuń
  6. Warszawa nie jest w województwie wielkopolskim. A tak poza tym to opowiadanie bardzo fajnie się zaczyna ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jezus Maria, dziękuję, Boże, co za błąd! <> Jaka ja głupia jestem. Shame on me!!!

      Usuń
  7. MUZAJ *.* Mój ulubiony gracz, ciesze się, że jest głównym bohaterem opowiadania (mam nadzieje), bo jakoś nie ma zbyt dużu blogów z nim :)
    Już sie nie mogę doczekać, jak to dalej się potoczy :D
    Zapraszam do mnie na nowy rozdział :)
    http://lonesome-tears-in-my-eyes.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ;)
      Wiele osób lubi Muzaja, a masz rację, zbyt dużo "fanficów" nie ma z nim xD
      Jak się potoczy,hmm, już niebawem ;)
      Pozdrawiam
      Dzięki xD

      Usuń
  8. 10 u mnie, zapraszam :*
    http://nad-przepasciaa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń